niedziela, 19 października 2014

Prezentowanie!

Oskar - chrześniak Tomka, brzdąc, skończył już trzy latka. Z tej okazji Adasiowie przyjechali do Polski. A ja miałam okazję odrobinę wykazać się szyciowo. Dla maluchów powstały czapki Wikingów a specjalnie dla Irenki zawieszki z haftem krzyżykowym. Świąteczne, bo nie wiadomo kiedy znowu się z nimi spotkamy :)

Na zdjęciach poszczególne kroki powstawania zawieszek.








Misiek, jest miśkiem po przejściach. Znaleziony w sh, gdzie smutno do mnie patrzył. Miś jest pozytywką. Kupiony za całe 8 złotych :)

niedziela, 12 października 2014

Wambierzyce - 11/10/2014

Kawał czasu chodziło za mną, aby się tam wybrać. W końcu podjęto męską decyzję i po konsultacji z pogodynką (obejrzenie pogody), stwierdziliśmy, że nadszedł ten dzień. Miało być pięknie, było. Miała być Polska Złota Jesień, była. Jedynie na Szczelińcu nam się pogoda skiepściła i ten trend trzymał się przez całą drogę powrotną do Radkowa.
Ale od początku.
Na początku była pobudka o 6. Zabranie mamy o 8. Wyjazd z Wrocławia o 10 (zatankować, wymienić euraki na korony itp itd). Autem E67/8 do Polanicy Zdrój i tam odbicie na Wambierzyce. W Wambierzycach zwiedziliśmy Bazylikę i górę z kapliczkami vis-a-vis Bazyliki. Na Kalwarii kupiliśmy też miód lipowy. Po Wambierzycach pojechaliśmy do Czech (przejście w Tłumaczowie) na małe zakupy alkoholowe ;) (odrobina piwa, śliwowica, rum, nalewka mleczka Wild Strawberry, orzeszki, mleko w tubce, chałwa - czyli dupy rozpieszczanie ;) ). Z Tłumaczowa prosto do Radkowa, gdzie zostawiliśmy samochód i dawaj na górę. Niestety Radków mocno się zmienił i nie wiedziałam o istnieniu parkingów wyżej, więc zrobiliśmy kawał drogi nim znaleźliśmy się na początku szlaku żółtego. Ogólnie pod górę: szlak żółty tzw. Przyjacielska Ścieżka, później szlak niebieski i na sam koniuszek znowu żółty. Schodziliśmy żółtym i czerwonym, a później - ze względu na ciemności - Drogą Stu Zakrętów do Radkowa. Na Szczelińcu byliśmy po 17, więc darowaliśmy sobie oglądanie skałek. Jedynie piwko i szarlotka i wio na dół.







































Było wspaniale, na tyle, że obiecaliśmy sobie, że raz w miesiącu będziemy się gdzieś wybierać :)

sobota, 4 października 2014

"Siała baba mak..." czyli jak robiąc tort makowy uszył się płaszczyk (r. 62)

Było o overlocku? Było! A więc teraz przy każdej okazji mam pretekst do zasiadania przy nim i wyładowania złości. Jak na przykład dzisiaj. Ugotowałam mak celem zrobienia tortu makowego. Trzeba przygotować masę makową, żeby ciasto upiec. Odsączyłam. Poczekałam grzecznie 30 min. Opłukałam młynek do maku, bo rok nie używany, i co? I gucio. Kręcę i kręcę, a mak jak niezmielony tak niezmielony. Mąż w pracy, więc rzucając mięsem, muszę czekać na niego.
Więc aby trochę rozładować napięcie zaczęłam kroić, mierzyć, kombinować, wymyślać, dopasowywać - w międzyczasie rozmawiałam z mamą - i uszyłam. Forma do złapania proporcji to rozcięta, mocno różowa bluza z sh. Wykombinowałam całkiem fajne zapięcie, teraz tylko muszę pomyśleć nad guzikiem. Pewnie wyląduje drewniany ;) Zrobiłam też dodatkowe spodnie obrzucenie, bo nie lubię podwijania w okół szyi. Więc obrzucenie jest przez cały przód i szyjkę.
A dzieło prezentuje się tak:



Mam w głowie wiele innych możliwości na tę patkę :D
Powoli każdą z nich będę realizować a gotowe ciuszki będą do kupienia w ramach Przecinkowa i być może Etsy.
Idę raz jeszcze spróbować zmielić mak!
Pozdrawiam.