niedziela, 17 listopada 2013

Mieszkania małe metamorfozy - cd.

Dzisiaj rozpieszczam, a to dlatego, że ja zostałam dzisiaj rozpieszczona ;)
Jakiś czas temu zamówiłam i otrzymałam od Iz&Reda z FourOaks wsporniki do półek. W tym tygodniu PrawieMałż wybrał się do składu drewna, gdzie zakupił deskę z olchy czarnej, a następnie do stolarza, który przyciął półeczki na odpowiedni wymiar. Potem zostało już tylko ich przeszlifowanie - dała radę szlifierka z Casto za jakieś 40zł. Natomiast dzisiaj, denerwując trochę sąsiadów i na przekór porzekadłu, że "niedzielna praca w g*no się obraca" skręcił wszystko i powiesił :)
Do pełni szczęścia doprowadził mnie też inny zakup - na placu koło młyna, udało mi się kupić uroczy druciany koszyk z drewnianymi rączkami - za... 8,5zł, bo tylko tyle mieliśmy w kieszeni. Chwilę wcześniej obkupiliśmy się w przyprawy i wiązankę lawendy (w równie oszałamiającej cenie: 2zł).
Dzisiaj jest wyjątkowo dobry dzień.



Na półeczkach oczywiście widać również inne cudeńka od Iz :)
Cudeniek od Iz mam jeszcze parę do pokazania, ale jak to w życiu bywa, na wszystko przyjdzie odpowiedni czas :)

"Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje..."

W myśl tej zasady Tośka wstała dzisiaj przed 7mą.
Piękna to niedziela, która zaczyna się od pysznego śniadania. A jakże! Dzisiaj postanowiłam PrawieMałżowi sprawić miłą niespodziankę. Jako, że chcąc niechcąc, zaczęłam dzień od godziny siódmej, z rana zapuściłam do rośnięcia cynamonowe bułeczki. Przepis skradłam Patusi z paulinka-to-ja. Oczywiście upraszczając go trochę, bo o ile jeszcze mogę ważyć cukier czy mąkę, o tyle nie będę odmierzać co do grama masła czy ml mleka ;)

Cynamonowe bułeczki

- niecała szklanka mleka
- 1 jajko
- 1/6 kostki masła
- 40g cukru
- 350g mąki
- szczypta soli
- 1,5 łyżeczki suszonych drożdży

na posypkę:
- pół szklanki cukru
- 1,5 łyżeczki cynamonu (uwielbiam)
- 1/6 kotki masła

Mleko, cukier, masło - podgrzewamy do rozpuszczenia. Wbijamy jajko. Mieszamy.
Do miski dajemy mąkę, sól i drożdże, wlewamy mleko. Wyrabiamy na gładkie ciasto. Zostawiamy na 1h. Rozpuszczamy masło, mieszamy cukier z cynamonem, ciasto dzielimy na 8 kawałków. Formujemy kulki, moczymy w maśle i obtaczamy w cukrze. Wykładamy na otłuszczoną i posypaną bułką tartą foremkę. Odstawiamy na 1/2h. Pieczemy ok 25 min w 180 stC.





Bułeczki wyszły wyśmienite. Ja osobiście polecam z białym serem i dżemem z jagód - dżemik własnej roboty, z tegorocznego zbioru jagód. PrawieMałż też się zajadał, aż mu się uszy trzęsły.
Do tego zielona herbata z soursup i truskawką, lekko dosłodzona miodem gryczanym - niebo w gębie.
Piękne są dni, które się w taki sposób zaczynają!

czwartek, 14 listopada 2013

"Pan Kotek był chory i leżał w łóżeczku..."

Właściwie Pani Kotka.
Jak wiadomo, zgodnie z prawami Murphiego, jeśli jest szansa, że coś może pójść źle, to na pewno pójdzie źle. Tam też było i tym razem. Wybieraliśmy się z Tomusiowym na długi weekend na naszej działeczce. W drodze drapała mnie lewa strona gardła - to była noc z piątku na sobotę. W sobotę obudziłam się z bólem całego gardła, ok, mówi się trudno, ssie się Sebidin - dzięki Bogu apteka czynna. Do tego Soplica malinowa, wiadomo, ku zdrowotności ;) Powiedzmy, że jest ok. Ale... Niedziela popołudnie, ledwo doczłapuję się do sklepu za jakimś obiadem, a jeszcze bardziej mgliście pamiętam powrót do domku. W każdym bądź razie, leżąc pod kołdrą i dwoma kocami, mimo, tego, że w sobotę zdołaliśmy zamontować kominek w domku, mam dreszcze. To była niedziela. W poniedziałek odrobinę lepiej i tak właściwie jako tako czuję się dopiero dzisiaj.
Z długiego weekendu w Sławie zostały mi dwa zdjęcia, które zrobiłam jak się jeszcze trochę lepiej czułam i fakt, że zamontowaliśmy kominek :D
Jedno z nich to zdjęcie róży. Tak, jeszcze kwitnie :D A do tego pięknie pachnie :)
Nie pamiętam co to za odmiana, ale ma być pnąca :)






Pochwalę się też balkonem, chryzantema, którą tam widać, stoi chyba tydzień przez 1 listopada. Kupiłam w Biedronce za 7-8zł. Spodobał mi się ten łososiowy kolor, który idealnie pasuje do reszty wystroju.


Jak widać, mieliśmy mgłę. Uwielbiam późną jesień właśnie za mgłę, bo za zimnem akurat nie przepadam. Ale mgła jest magiczna :D



Żeby nie było, jest to pole koło naszego mieszkania. Tam, codziennie chodzimy z psami na spacer. Psy potrafią się nieźle wybiegać, a my zaczerpnąć świeżego powietrza. To są zalety mieszkania na rogatkach ;)
A jako, że nie lubię się nudzić, a jak wiadomo, będąc na L4 raczej niewiele da się zrobić, dzisiaj popełniłam (przy nieocenionej pomocy Tomusiowego) dwa ajerkoniaki - tradycyjny i czekoladowy. Oba z przepisu z ogromnego tomiszcza, które dostałam od Prawie Małża: Wielka Księga Nalewek. Z jedną małą zmianą - do czekoladowego dodałam własną czekoladę w proszku (kiedyś się chwaliłam, że zrobiłam ;)
Obie prezentują się tak:


Oczywiście z wiejskich jajeczek z okolic Sławy :D
Jest jeszcze jedna rozgrzebana rzecz, którą się napewno pochwalę, ale to za parę dni :)
pozdrawiam!

niedziela, 3 listopada 2013

Świąteczne pierniczenie!

Tak, wiem, jest 3 listopada, dwa dni po Wszystkich Świętych, 1 po Dniu Zadusznym, a ja już ze świętami.
Tak, dzisiaj jest 3 listopada i najlepszy dzień, żeby rozpocząć przygotowania do Bożego Narodzenia! Nie, nie takie sklepowo-marketingowe, ale takie domowe, magiczne. Jest wieczór, a w moim domu roznosi się zapach piernika. I to jakiego. Ciasto na ten piernik - piernik staropolski - leżakować będzie przez 6 tygodni nim powstanie z niego piernik ;) Ale takie pierniczenie, było u mnie również w zeszłym roku, ale w tym roku jeszcze jedna zmiana. Przyprawa do piernika. W zeszłym roku wprawdzie też sama ją robiłam, ale tegoroczna jest bardziej aromatyczna. Jest po prostu genialna. Przepis na nią jak i na ciasto skradłam z bloga Kasi Guzik, o tutaj. Wystarczy popatrzeć na skład tej przyprawy: cynamon, imbir, gałka muszkatałowa, kardamon, goździki, kolendra, biały pieprz, ziele angielskie, laska wanilii, skórka otarta z pomarańczy i cytryny, aby wyobrazić sobie jaki zapach króluje w domu. Proporcje jakie podała Kasia były na tyle duże, że przyprawą podzieliłam się ze swoją mamą. Mam nadzieje, że jej też przypadnie do gustu.
Różnicę między własną a kupną można zobaczyć na zdjęciu. Jasna - kupna, ciemna - robiona samemu. Na koniec powiem tylko jedno - już na pewno nie rozstanę się z tą przyprawą! Będę robić ją co roku. A co do piernika - zobaczymy po upieczeniu. Na razie wylądował opakowany na najniższej półce lodówki :)



 Miłego pierniczenia życzę!

sobota, 2 listopada 2013

Zaduma

Wszędzie Święto Zmarłych. Chociaż przepraszam, trzeba parę rzeczy wyjaśnić.
1 listopada to Dzień Wszystkich Świętych, a dopiero 2 jest Dniem Zadusznym i to wtedy powinniśmy odwiedzać groby.
Pamiętam, że jak byłam mała to z prababcią (Janina Kołtun, córka Karoliny Cygan z domu Zjawin - btw poszukuję rodziny z Sulechowa w Lubuskiem) i babcią chodziłyśmy właśnie 2 listopada na groby. Cóż, mam zamiar wrócić do tego zwyczaju.
Nie mniej jednak, w tym roku byliśmy tak jak pozostała część stada, czyli 1 listopada. Z samego rana na grobie pra - i praprababci w Czeszowie - znowu po drodze mogłam podziwiać swoją ulubioną kapliczkę na wzgórzu - a wieczorem  zwyczajowo, zaopatrzeni w kilka luźnych świeczek, poszliśmy na wędrówkę po Osobowicach - luźne świeczki zapalamy na opuszczonych grobach. Coraz ich mniej, bo teraz ze względu na brak miejsca, szybko gospodarują nieopłacone groby. Przykre to jest, a szczególnie, że wiele z tych grobów to groby dzieci.
Pomijając ten przykry element, cmentarz w takich dzień, wieczorem wygląda niesamowicie.




Co w cmentarzach jest magicznego? Ziemia. To, że wszystkich zrównuje, kimkolwiek nie byłeś. Ale jest też tragiczna strona tego. Chociażby Ormowcy ze swoimi ofiarami i z pomnikiem, gdzie próbuje się ich wybielać.