Dzisiaj, tak jak zawsze, razem wybraliśmy się na spacer do pałacu w Pawłowicach. Dwa dobre piwka (Lwówek malinowe i Ciechan lagerowe) w torebce. Tam siadamy na ławeczce naprzeciwko pnia z dziuplą w kształcie serca i chłoniemy to, co nas otacza. Psy biegają jak szalone - dzisiaj kanonizacja, więc ludzi na dworze mało - a my wolno popijamy piwko. Takie chwile są najlepsze. Wyszarpane z kieratu pracy. Do tego szczęście, które wlazło mi pod nogi. A wracając tych szczęść narwaliśmy cały pęczek. Oprócz czterolistnych zdarzały się i pięcio- i ośmio(!!)-.
Wczoraj też uszyłam sukienkę (z tego wykroju). Z jeansu spodniowego, bo koszulowego, tego cienkiego nie mieli. Wyszła naprawdę wygodna i ta kieszeń! Na zdjęciu nie widać, ale kieszeń ma podszewkę w niebieskie pasy. Na pewno jeszcze nie raz wrócę do tego wykroju.
Wczoraj też urządziłam sobie wycieczkę rowerową na działkę we Wrocławiu, bo Tomek był w Łodzi na jakiejś robótce. Z estakady na Zakrzowskiej w drodze powrotnej widziałam Ślężę. Z chęcią bym milionowy raz na nią pojechała ;)
Wracam do szydełka!
Miłej reszty niedzieli!
0 komentarze:
Prześlij komentarz