"Na wszystkie moje pogody,
na niepogody duszy mej -
trzeba mi wielkiej wody,
trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej...
Oceanów mrukliwych
i strumieni życzliwych,
czarnych głębin niepewnych
i opowieści rzewnych..."
My uciekamy do Sławy. Przed złymi chwilami w pracy. Przed wszelkimi mocno prywatnymi smutkami. Tam odnajdujemy to, co gubimy w szarości wrocławskich dni. Mimo wszelkiego zła, które nas otacza, tam jesteśmy szczęśliwi. Tam człowiek cieszy się z głupiego krzaczka, który, gdy go sadziliśmy miał cztery listki na krzyż. Czerwone korale kaliny zwisające nad jeziorem, czy liście brzozy tańczące na wietrze i lądujące u stóp. Dla takich chwil, przeżywamy kolejny tzw. dywanik w pracy. W takie chwile wybacza się wszystkie przykre uwagi na własny temat. Tam się człowiek wycisza i staje na chwilę kimś lepszym. Na chwilę, bo po tej chwili wraca Wrocław. Wraca ból głowy spowodowany smrodem miasta. W takich momentach pytam się "Co mi Panie dasz, [..] na tę resztę lat?!".
A tam? Tam jest tak:
Na "do widzenia" tej pięknej jesieni, uplotłam sobie wianek z brzozowych witek. Mój pierwszy i jestem z niego bardzo dumna - pokażę go przy najbliższej okazji. Z niego powstanie świąteczna ozdoba na drzwi.
Na razie pozostaje mi ciepła kąpiel z zieloną herbatą i Baileys. Miłego wieczoru życzę!
//edit
BTW kościółek, którego zdjęcia umieściłam znajduje się w Krzepielowie (miejscowość na trasie Sława-Głogów). Zawsze jak tamtędy przejeżdżaliśmy, to miałam chęć do niego wstąpić. Teraz się to udało. Niestety do oglądania tylko z zewnątrz. Więcej informacji można znaleźć TUTAJ.
Na razie pozostaje mi ciepła kąpiel z zieloną herbatą i Baileys. Miłego wieczoru życzę!
//edit
BTW kościółek, którego zdjęcia umieściłam znajduje się w Krzepielowie (miejscowość na trasie Sława-Głogów). Zawsze jak tamtędy przejeżdżaliśmy, to miałam chęć do niego wstąpić. Teraz się to udało. Niestety do oglądania tylko z zewnątrz. Więcej informacji można znaleźć TUTAJ.
0 komentarze:
Prześlij komentarz